czwartek, 15 kwietnia 2010

Paniusia...

Wszyscy w firmie wiedzieli, że spódniczka i bucik na obcasie to jej znak firmowy. Ilekroć pojawiała się w jeansach pytano „Ty? W spodniach?” A przecież była chłopczycą od dziecka. W wytartych portkach wspinała sie po drzewach, z rozbitym kolanem ganiała po ulicach. Uwielbiała gdy wiatr rozwiewał jej włosy mknąc z oszałamiającą prędkością 30 km/godz na poczciwym ogarku...

Ale to było tak dawno. To było zanim stwierdziła, że fajnie jest być kobietą, że lubi spojrzenia i uśmiechy nie tylko kumpli. To było zanim jej chłopak uświadomił, że „te twoje ixy są takie seksowne” i „lubię cię w spódnicy”. I tak stała się kobiecą kobietą. Nie da się jednak oszukać duszy. Wciąż lubiła męskie towarzystwo, mocny uścisk dłoni zamiast rozciapanego dygnięcia. Oczy śmiały się za każdym razem gdy miała możliwość choć na chwilę poczuć się ... nie jak facet, ale jak kobieta, która gdy chce może dużo. Z radością chwyta łopatę. Gdyby jej tylko dano taką szansę z radością zbudowałaby dom... posadziła już drzewo i syna też juz ma.


Teraz kobiety w jej branży to powszechność, ale jeszcze kilka lat temu była rodzynkiem na egzaminie państwowym, by zdobyć stosowne uprawnienia. Na co dzień zmaga się z papierkami, całym stosem wytycznych, przepisów, zaleceń i ustaw branżowych, ale są też dni takie jak ten gdy sprzęt sie wali i trzeba podnieść się od komputera.


- Pani zrobi zdjęcie i prześle jak wygląda ten sprzęt. Spróbujemy znaleźć części zamienne.


Phi Nic prostszego. Maszyna nie jest jej straszna ni obca. Oby tylko takie miała zmartwienia. Wyposażona w komórkę ruszyła śmiało. Słońce utrudniało odpowiednie ujęcie. Chwila nieuwagi. Moment zagapienia, zamyślenia. Cofając się trąciła o coś nogą. Świat zatrzymał sie jakby w oczekiwaniu. Doznała irracjonalnego wrażenia, że reszta ciała jest jakby niezależna od niej. Nie machnęła nawet ręką w poszukiwaniu ogólnej równowagi, nie ruszyła nogą, głową... całkowity bezwład. By juz po chwili teatralnie... najpierw plecami a potem całą resztą grzmotnąć w wypełnioną błotem, smarem, olejem i czym tylko jeszcze można wielką blachę odkręconą od spodu naprawianego właśnie sprzętu. 4 litery nie ucierpiały w przeciwieństwie do pleców, ramion, łopatek i całego stroju. Szybciej niż nadeszły myśli dwie pary rak dźwignęły ja do pionu. Skończyła dumnie robienie zdjęć, rozcierając obolałe plecy i ruszyła z zadziwiającym spokojem do biura. Stanęła, zdjęła sweter, przekręciła spódnice tył na przód by nie usmarować fotela i... siupnęła zanosząc się szalonym śmiechem ku zdziwieniu zdębiałej załogi.


A teraz? Teraz siedzi w pantoflach i męskich roboczych ogrodniczkach a kiecka radośnie powiewa na słońcu. Plamy już pewnie nie znikną, ale chociaż błoto udało się usunąć.


Tak, tak. Głupawka zawsze jest oczyszczająca, a ja zawsze byłam mistrzynią głupich przypadków zakończonych salwą śmiechu. I to mojego śmiechu, zanim reszta uznała, że jestem w jednym kawałku i ostatecznie nic wielkiego się nie stało :)))


Jak znam załogę historia popłynie, aż do firmy macierzystej. Spodziewam się jutro uśmieszków z rana. A co tam. Pośmieję się razem z nimi. Gapowe sie płaci, a ja nie boję śmiać się z siebie, zwłaszcza gdy sama sobie na to zapracowałam ;)

5 komentarzy:

  1. Miss usmarowanego podkoszulka :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Dosłownie. I może jeszcze usmarowanej spódnicy w jednym :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale podoba mi się ten widoczek u góry , aż się rozmarzyłam :):):):):)Ja kocham taką głupawkę :):):) Człowiek wie , że żyje :) Ubawiłam się w tej Twojej szafie :):):):)

    OdpowiedzUsuń
  4. Niedługo znowu zrobi się jak na widoczku. Nie mogę się doczekać:)

    OdpowiedzUsuń
  5. A wiesz Reg...przypomniałaś mi, że ja tez jestem kobietą. Chyba spróbuję założyć spódnicę...tylko nie wiem czy mam jakąś na stanie:(

    OdpowiedzUsuń